Wczoraj w ramach eksperymentu wrzucilem na YouTube piosneczkę z ostatniej kawiarnianej "jazzowej środy". Filmik pokazuje jak "robię swoje" na basóweczce z Panem Leszkiem na perkusji. Przeszkadzają nam w graniu
Krzysiu na saksofonie (w tym utworku akurat na klarnecie) i Jasiu na fortepianie.

Jak widać wlepiam gały w kwit z prymką na pulpicie, bo oczywiście nie naumiałem się "funkcji" i muszem paczyć co za akordy tam som... Skutek jest taki, że walking jest "niepowtarzalny", bo gram w każdym chorusie inaczej, nie pamiętając za Boga co grałem chwilę wcześniej...

Bardzo lubię grywać takię "smęty", chociaż wolałbym mieć czas na opracowanie jakiegoś ciekawego aranżu, a nie tylko odegranie a vista akompaniamentu z prymek... Niestety, jak w 6-8 dwugodzinnych spotkań "robi się" około 20 tematów, z których trzeba wybrać kilkanaście na "ryczytal" to taki jest efekt...

Ale i tak to lubię!



Jak widać wlepiam gały w kwit z prymką na pulpicie, bo oczywiście nie naumiałem się "funkcji" i muszem paczyć co za akordy tam som... Skutek jest taki, że walking jest "niepowtarzalny", bo gram w każdym chorusie inaczej, nie pamiętając za Boga co grałem chwilę wcześniej...

Bardzo lubię grywać takię "smęty", chociaż wolałbym mieć czas na opracowanie jakiegoś ciekawego aranżu, a nie tylko odegranie a vista akompaniamentu z prymek... Niestety, jak w 6-8 dwugodzinnych spotkań "robi się" około 20 tematów, z których trzeba wybrać kilkanaście na "ryczytal" to taki jest efekt...

Ale i tak to lubię!
