Wszystko po "nie podoba mi się" IMO jest bez znaczenia.
Mogą do mnie przyjść Dąbrówa, Jezus, Hattori Hanzo i Piotr Fronczewski i mi powiedzieć, że ta płyta której słucham to jest zasadniczo strasznie chujowa. Następnie pokazać na wykresie, że mają rację, nawet wykonać szybką insenizację muzyczną na puzon i pół litra bimbru.
W jaki sposób to niby powinno wpłynąć na to, że mi się coś podoba albo nie? Mam się wstydzić, bo więcej razy w życiu przesłuchałem płyty Slipknota niż Jaco? Strasznie durne są te teksty, że jak ktoś słucha Metallici, Dream Theater, Nickelback to dlatego, że się nie zna i tak w ogóle to ktoś inny zagrał coś wyrafinowanego.
Takie rzeczy jak gra Donati mnie kompletnie nie ruszają, ale np. live są zajebiste i jakbym polazł na takie warsztaty to bym a/ raczej wiedział, że nie będzie kontemplacji blachy freejazzowej zagranej godzinę wcześniej i b/ wyszedł zadowolony z tego, że komuś się chciało poćwiczyć.
Właściwie chyba tylko z tego powinno się rozliczać artystę - czy wie, co chce uzyskać i czy to uzyskał. Pan Donati nikogo nie oszukiwał odnośnie tego co będzie grane i z tego co słyszę zagrał mega rzetelnie.
W czym problem zatem? Gdzie ten brak muzyki?
Jak dla mnie - po drugiej stronie. Odbiorcy. Ja głupi się spinam bo nie trafia do mnie Steve Wilson (w każdej odmianie) i jak mi znajomi opowiadają z fascynacją, że ooo kurwa zajebisty numer to mam wrażenie, że coś fajnego mnie omija. Vulfpeck tak samo. Itp. itd.
Ale może faktycznie lepiej uznać, że się głąby nie orientują jeszcze i kiedyś dorosną do moich płyt
Mogą do mnie przyjść Dąbrówa, Jezus, Hattori Hanzo i Piotr Fronczewski i mi powiedzieć, że ta płyta której słucham to jest zasadniczo strasznie chujowa. Następnie pokazać na wykresie, że mają rację, nawet wykonać szybką insenizację muzyczną na puzon i pół litra bimbru.
W jaki sposób to niby powinno wpłynąć na to, że mi się coś podoba albo nie? Mam się wstydzić, bo więcej razy w życiu przesłuchałem płyty Slipknota niż Jaco? Strasznie durne są te teksty, że jak ktoś słucha Metallici, Dream Theater, Nickelback to dlatego, że się nie zna i tak w ogóle to ktoś inny zagrał coś wyrafinowanego.
Takie rzeczy jak gra Donati mnie kompletnie nie ruszają, ale np. live są zajebiste i jakbym polazł na takie warsztaty to bym a/ raczej wiedział, że nie będzie kontemplacji blachy freejazzowej zagranej godzinę wcześniej i b/ wyszedł zadowolony z tego, że komuś się chciało poćwiczyć.
Właściwie chyba tylko z tego powinno się rozliczać artystę - czy wie, co chce uzyskać i czy to uzyskał. Pan Donati nikogo nie oszukiwał odnośnie tego co będzie grane i z tego co słyszę zagrał mega rzetelnie.
W czym problem zatem? Gdzie ten brak muzyki?
Jak dla mnie - po drugiej stronie. Odbiorcy. Ja głupi się spinam bo nie trafia do mnie Steve Wilson (w każdej odmianie) i jak mi znajomi opowiadają z fascynacją, że ooo kurwa zajebisty numer to mam wrażenie, że coś fajnego mnie omija. Vulfpeck tak samo. Itp. itd.
Ale może faktycznie lepiej uznać, że się głąby nie orientują jeszcze i kiedyś dorosną do moich płyt
