08-01-2011, 07:32 PM
Niezupełnie. Jazz to dla mnie początek XXw. To co dzisiaj określa się mianem jazzu to mechaniczne tłuczenie skal bez żadnego wyrazu a jazzowe jamm session wygląda jak kółko wzajemnej adoracji studentów am gdzie jedni się scigają a reszta z zadumą przytakuje wyszukując alteracje w kawalkadzie dźwięków. Owszem nie rozumiem takiego grania, nie znam na tyle teorii muzyki ale też czemu miałbym ją znać, żeby być w stanie odebrać utwór bez zawrotów głowy?
Nie mówiąc już o brzmieniu współczesnych zespołów jazzowych, wszystkie brzmią tak samo plastikowo
Zaledwie wczoraj wczesnym rankiem siadłem sobie u koleżanki w ogródku na przedmieściach Wrocławia. Rosa na trawie, nieśmiałe słoneczko, łono natury, lekki wietrzyk a ja na ławeczce pod kocykiem. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie nieustanny szum aut dochodzący z drogi kilkadziesiąt metrów dalej. Tak samo drażniące są dla mnie te nowoczesne brzmienia, zanikły gdzieś naturalne, kojące wibracje na rzecz plastiku i hałasu.

